Założenie strony internetowej oraz zaprezentowanie na niej produktu to oczywiście dobry punkt wyjścia – ale to wciąż mało. Jeśli chcemy, by informacja o naszej marce trafiła do szerokiego kręgu odbiorców, musi się ona wyróżniać spośród setek, jeśli nie tysięcy podobnych. Stronę internetową mają teraz wszyscy – podobnie jak „najniższe ceny”, „najwyższą jakość” itp. Ktoś, kto poważnie myśli o marketingu, musi zacząć od USP – unikalnej cechy oferty (ang. unique selling proposition).
USP to nic innego, jak kluczowy wyróżnik produktu, odpowiedź na pytanie: co unikalnego oferujemy, jaką cechę posiada nasz produkt, której nie posiada żaden inny? I dlaczego akurat ta cecha przesądza o zasadności zakupu. Wbrew pozorom – nie jest łatwo wymyślić i zastosować USP. Żadna forma promocji nie jest cechą produktu per se, więc odpada. Przekaz w stylu „nasz produkt jest najlepszy” też odpada, bo z takich uogólnień nic nie wynika. W tej materii trzeba być kreatywnym i konkretnym. Wszystko dobrze, jeśli posiadamy rzeczywiście zupełnie wyjątkową, niepowtarzalną ofertę. Gorzej, jeśli sprzedajemy wodę albo czekoladę – coś, od czego roi się w sklepach. Jednak nawet wtedy możliwe, a nawet konieczne, jest stworzenie unikalnej cechy oferty. Często przytacza się w tym kontekście przykład czekoladowych cukierków M&M’s, które reklamowano hasłem: „rozpuszczają się w ustach, a nie w dłoni”. Wzorowo obmyślona cecha unikalna: nieważne w tym momencie, czy istotnie tylko te akurat draże wykazują odporność na przedwczesne rozpuszczenie. Ważne, że to właśnie zostało wyraźnie zakomunikowane klientom i że wywołało w nich pozytywne skojarzenie oraz wrażenie wyjątkowości poprzez kontrast z obiegowym skojarzeniem z czekoladą jako czymś brudzącym (zwłaszcza, gdy chcemy uszczęśliwić nią jakieś dziecko).
Na tym nie koniec wyróżników – dystynkcje marki, cechy ugruntowujące jej wyjątkowość, to także aspekty estetyczne oraz językowe. Każda firma, nawet jednoosobowa, powinna jak najszybciej wypracować tzw. identyfikację wizualną – podstawowe narzędzie w procesie kreowania wizerunku marki. Potrzebujemy logotypu – to jasne. Ale warto również posiadać opracowany zestaw reguł jego użytkowania (oraz różne wersje logotypu na różne okazje), czyli tzw. księgę znaku. Ponadto powinno się wybrać kroje pisma (najlepiej nie więcej niż dwa – szeryfowy i bezszeryfowy), których będziemy używali na stronie, na wydrukach firmowych, wszędzie – bo to także pomaga skojarzyć firmę, buduje jej wyjątkowość. Klienci niekoniecznie muszą na to zwracać uwagę – a jednak zapada to w ich pamięć, ułatwia budowanie połączeń z innymi elementami wizerunku, oswaja z marką. (Wystarczy zapisać nazwę Louis Vuitton krojem innym niż Futura – i już wygląda dziwnie.)
Warto też zadbać o teksty. I nie chodzi tylko o poprawność językową, ale raczej o własny styl, odrębny charakter publikowanych treści (nie tylko zawartości stron internetowych, ale też np. maili, powiadomień). Właściciel pubu będzie się komunikował z klientem zupełnie inaczej niż np. przedstawiciel branży medycznej.
Diabeł tkwi w szczegółach.